Tuesday, October 16, 2007

Pełna lista przedszkoli

Nieocenioną pomoc w wybraniu czy to przedszkola (czyli nursery lub creche) czy to pre school czyli "zerówki" niesie strona HSE.

Polecam pełną listę przedszkoli, zerówek, a także osób prywatnych zajmujących
się opieką nad dziećmi w swoich domach (childminder). Na razie niestety tylko
dla zachodniej Irlandii.


Dla miasta Limerick
:

http://www.mwhb.ie/keyservices/creches/limcity.htm

Dla hrabstwa Limerick:

http://www.mwhb.ie/keyservices/creches/limco.htm

Dla hrabstwa Clare:

http://www.mwhb.ie/keyservices/creches/clare.htm

Dla hrabstwa Tipperary/East Limerick:

http://www.mwhb.ie/keyservices/creches/tipp.htm


Z dodatkowych informacji: nurseries i chreches są odpłatne, ceny za opiekę całodniową wynoszą około 600- 800 euro
za miesiąc. Odpłatne są również prywatne "zerówki" - przy czym tam posyła się dziecko wyłącznie na 3 godziny -
ceny 500 - 800 euro za miesiąc. Nauka w "państwowej zerówce" jest za "darmo" - należy opłacić zestaw podręczników,
dla 4 latka około 75 euro, mundurka, dresów oraz butów - koszt około 100 euro.

Przedszkola

Co do przedszkoli Montessori, coś takiego dziecku na pewno nie zaszkodzi.
Niestety z moich informacji wynika, że modelem wychowania dzieci
w tutejszych przedszkolach jest posadzenie dziecka przed telewizorem.
Dzieje się tak zarówno w "normalnych" jak i w przedszkolach Montessori.
Jeżeli się zdenerwujesz i "popracujesz" głosem to masz szansę, że w
Montessori zaczną coś przynajmniej robić.

Dzieje się tak dlatego, że tutaj prawie każde przedszkole to Montessori
co niestety nie przekłada się w żadnym stopniu na program wychowawczy.
Poza tym, to rodzice życzą sobie żeby ich dzieci spędzały dzień przed
telewizorem, bo przecież jak można pozbawić ich kolejnej dawki ogłupiacza.
A że rodzice płacą, dzieci wymagają, to paniom w przedszkolu pozostaje się dostosować...

Specjalne klasy dla dzieci emigrantów

W zwiążku z dużą ilością emigrantów z dziećmi, którzy posyłają swoje pociechy
do irlandzkich szkół, wiele szkół, mam nadzieję, że może nie wszystkie,
wprowadziło w porozumieniu z Department of Education and Science
nowego potworka - specjalne klasy dla dzieci emigrantów.

Tym razem jest to informacja potwierdzona, o jakiejkolwiek pomyłce
nie może być mowy. Dzieci emigrantów które miały od września pójść
do Junior Infants, do normalnej klasy, zostały przesunięte do klasy gdzie nie
ma żadnych irlandzkich dzieci, są tylko dzieci emigrantów. Jak napisano ma
to sprzyjać rozwojowi i wprowadzić łagodne przystosowanie !!!

Szlag mnie trafia - możecie mówić co chcecie - ale nie poślę swojego dziecka
do takiej klasy za nic. Wiem jaki poziom jest w irlandzkich "normalnych" klasach, a co dopiero w klasach gdzie 90% stanowią dzieci emigrantów. Posłanie dziecka do takiej klasy przy założeniu, że to powiedzmy nawet tylko Junior Infants jest zmarnowanym czasem dla niego. A co jeżeli to nie tylko klasy "zerówkowe"? Jeżeli Ministerstwo ma zamiar wprowadzić również takie klasy w szkole? Ogarniają mnie czarne myśli.

Teraz jakie jest wyjście z tej sytuacji: można spróbować odwołać się do dyrektora szkoły,
ale... należy mieć w ręku argument - nasz 4 latek musi znać ANGIELSKI, przynajmniej w stopniu podstawowym. W innym przypadku nie widzę szansy powodzenia.

Co zrobić teraz jeżeli dziecko nie zna angielskiego? To już kwestia indywidualnej oceny. Są trzy wyjścia i od razu powiem każde ma minusy. Oprócz pogodzenia się z faktem że nasze dziecko będzie tak naprawdę uczęszczać do specjalnej zerówki możemy: posłać dziecko do przedszkola na rok, przez ten czas podszkolimy jego angielski (będzie atut językowy w przyszłym roku w Senior Infants) - musimy liczyć się z kosztami 500 - 800 euro za miesiąc. Siedzimy z dzieckiem w domu przez ten rok, zapewniając mu kontakt z rówieśnikami, ucząc języka samodzielnie, zapewniając zajęcia dodatkowe. Trzecie wyjście - płacimy za naukę w prywatnej zerówce np. Montessori (dla mnie najlepsza w tej sytuacji opcja).

Niestety obawiam się, że teraz polskie dzieci będą miały pod górkę, a ich rodzice będą musieli zacząć walczyć o ich prawo do "normalnej" oświaty. W tej sytuacji szkoły prywatne wydają się interesującą alternatywą.


Bardzo jestem ciekawa programu tej szkoły, jej poziomu. Zastanawia mnie jak dzieci
będą tam się integrować? Kto będzie tam uczył, z jakim angielskim. Jak zostaną rozłożone
akcenty kulturowe - czy poznawanie jedynie polskiej kultury czy też obu?

W dalszym ciągu jestem przeciwniczką takich szkół, ale ostatnie doniesienia
wskazują na dążenie poszczególnych placówek edukacyjnych w połączeniu z Department of Education and Science do
tworzenia gett dla emigrantów. Z moich informacji wynika, że w klasach takich jest około 35 dzieci,
kiedy w "normalnych" 20-25. Większość to dzieci emigrantów z krajów afrykańskich, Indii, Pakistanu.
W Junior Infants nie będą te dzieci miały żadnych innych przedmiotów - tylko angielski. Szanse na
przejście do "normalnej" klasy są dość znikome.

Wygląda na to, że gdy dziecko raz wejdzie do takiej "specjalnej" klasy będzie miało poważne
problemy z przejściem do "normalnej". Wydaje się że to irlandzcy rodzice powiedzieli nie - integracji,
obawiając się obniżenia poziomu (zresztą już i tak niskiego).

Jedyne wyjście - dzieci muszą znać angielski przed pójściem do zerówki i do szkoły.

Polskie szkoły w Irlandii. Jestem przeciw

A propos Polonii

Na gazeta.ie znalazłam artykuł informujący o powstaniu nowej
polskiej szkoły w Cork. Dzieci mogą tam kontynuować naukę
podjętą w Polsce. Program szkoły jest zatwierdzony przez polskie
Ministerstwo Oświaty.

Wreszcie modlitwy wielu Polaków zostały wysłuchane. Polska szkoła w
Irlandii. Super, już współczuję tym dzieciom które będą tam chodzić.
Tworzy się kolejne polskie getto. Tym razem dla dzieci, zabierając im
jedyną szansę na wydostanie się z "zaklętego kręgu". Oczywiście język wykładowy - polski.

Czekam na kolejne "genialne" posunięcie.

Zajęcia pozaszkolne

Nie musisz się martwić, że Twojemu dziecku/dzieciom będzie się tutaj nudzić.
W Irlandii dużą popularnością cieszą się wsród dzieci szkolnych piłka i hurling.
Nawet w porze lunchu biorą kije do hurlinga i idą grać na boisko czy do parku.

Za inne zajęcia pozalekcyjne typu: basen, jazda konna, windsurfing, surfing,
zajęcia muzyczne, garncarstwo, malarstwo trzeba już zapłacić z własnej kieszeni.

Chyba, że posyłasz dziecko do prywatnej szkoły (za którą się dużo płaci), wtedy bardzo dużo zajęć "ponadprogramowych" jest już "za darmo".

Ale nie przejmuj się, każda szkoła ma prężnie działającą radę rodziców którzy
dbają o to aby ich dzieciom nie "działa się krzywda" w szkole. Są organizowane
wycieczki szkolne, festyny, konkursy, zajęcia dodatkowe często są subsydiowane przez szkołę i
rodzice ponoszą tylko część kosztów. Dzieci mają możliwość brania udziału w różnych konkursach
wiedzy i muzycznych. Naprawdę nie jest źle.

A co do Polonii - to jasne że się tworzy, wystarczy jak pójdziesz z dzieckiem do miasta. Od razu
natrafisz na Polaków.

Mój artykuł o lekarzach w gazeta.ie

Mój artykuł z gazeta.ie http://www.gazeta.ie/art/Lekarze-w-Irlandii_2.html

W Irlandii podstawową opiekę zdrowotną nad rodziną sprawuje General Practitioner, w skrócie GP. Jest to odpowiednik polskiego lekarza rodzinnego. Zajmuje się on opieką nad dziećmi, dorosłymi, kobietami w ciąży, daje skierowania do lekarzy specjalistów tzw. consultants.

Aby wybrać swojego GP, a powinniśmy go mieć, należy albo poszukać w książce telefonicznej pod General Practitioners, albo zwrócić się do swojej public nurse (pielęgniarki środowiskowej, szerzej o public nurse w następnym artykule), lub też do lokalnego oddziału Health Service Executive (HSE). Jeżeli korzystamy z książki telefonicznej, to musimy się przygotować na to, że w niektórych gabinetach usłyszymy: "przykro nam, ale doktor nie ma już miejsc". Niestety zdarza się to, jako że jeden GP nie może mieć więcej niż 2000 pacjentów. Natomiast z HSE lub od public nurse dostaniemy już listę lekarzy, którzy mają wolne miejsca. Następnie należy udać się do wybranego GP i zapisać się, czyli podać imiona i nazwiska członków rodziny.


Jeżeli nie jesteśmy posiadaczami medical card (o medical card szeroko w następnych artykułach), za każdą wizytę u naszego GP musimy zapłacić - obecnie jest to 50 euro. Płacimy również za wszystkie badania typu: badanie krwi, posiewy itd. Dostęp do GP jest raczej natychmiastowy, zwykle można zapisać się na następny dzień.


Problemy i to poważne zaczynają się wraz z dostępem do lekarzy specjalistów. Należy uwzględnić to przy przyjeździe do Irlandii!!!
Jeżeli nasze dziecko lub my wymagamy specjalistycznego leczenia, należy naprawdę bardzo poważnie pomyśleć o pozostaniu w Polsce. Nie straszę tu nikogo, tak tutaj to po prostu wygląda.

Droga do specjalisty wiedzie przez gabinet GP gdzie za wizytę płacimy 50 euro, wystawia nam on skierowanie. Mamy teraz dwa wyjścia: czekamy (bardzo długo czekamy...) na wizytę u lekarza "państwowego" albo decydujemy się na wizytę u specjalisty prywatnie - koszt 200 euro i czekamy również.
Generalnie na wizyty u "państwowych" lekarzy specjalistów czeka się od 6 nawet do 36 miesięcy. Ażeby nakreślić skalę problemu powiem, że na wizytę u "państwowego" lekarza neurologa w hrabstwie Clare czeka się 3 lata!!!

Jeżeli decydujemy się na wizytę u specjalisty prywatnie, to musimy liczyć się ze znacznym wydatkiem i koniecznie wykupić sobie prywatne ubezpieczenie, które pokryje nam, choć częściowo, poniesione koszty (o prywatnych ubezpieczeniach w następnych artykułach). Ale oczekiwanie nas nie ominie. Na wizytę prywatnie na przykład u lekarza ginekologa zaczekamy około 3 miesięcy, państwowo możemy czekać nawet rok. Jeżeli mamy prywatne ubezpieczenie to pamiętajmy, aby po każdej wizycie u GP lub lekarza specjalisty wziąć rachunek, bez tego nasz ubezpieczyciel nie zrefunduje nam poniesionych wydatków.


Przydatne informacje na temat skrótów lekarzy:

BAO Bachelor of Obstetrics bakalaureat (niższy stopień naukowy)
z położnictwa
BAO Bachelor of Optometry bakalaureat z optometrii (lekarz specjalista od wad wzroku)
BCh Bachelor of Surgery bakalaureat z chirurgii
BChD (BDS) - Bachelor of Dental Surgery bakalaureat z chirurgii szczękowej
BDSc - Bachelor of Dental Science bakalaureat z dentystyki
DCh Doctor of Surgery lekarz chirurg (wyższy stopień naukowy niż bakalaureat)
DChD (DDS) - Doctor of Dental Surgery lekarz, chirurg szczękowy
DDS - Doctor of Dental Sciences lekarz dentysta
DO - Doctor of Osteopathy lekarz osteopatii
DO - Doctor of Optometry lekarz optometra
DOrth - Diploma in Orthodontics lekarz ortodonta
MB Bachelor of Medicine bakalaureat z medycyny
MD - Doctor of Medicine lekarz medycyny
MD PhD Doctor of Medicine, Philosophy Doctor - lekarz, doktor nauk medycznych
MICGP Member of the Irish College of General Practitioners członek Irlandzkiego Stowarzyszenia Lekarzy GP
MRCGP Member of the Royal College of General Practitioners członek Międzynarodowego Stowarzyszenia Lekarzy GP
MRCOG Member of the Royal College of Obstetricians and Gynaecologists członek brytyjskiego Stowarzyszenia Lekarzy Położników i Ginekologów

Mid-Western Regional Orthopaedic Hospital w Croom w hrabstwie Limerick.

Dzisiaj (11 sierpień 2006) chciałabym podzielić się z Wami, moimi wrażeniami z wizyty w szpitalu ortopedycznym z naszą Małą.


Otóż zaraz po przyjeździe do Irlandii, przyszła do nas public health nurse, która dostarczyła nam
książeczkę zdrowia i zaprosiła na ocenę naszej Córeczki do ich ośrodka zdrowia.
Według założeń ocena stanu zdrowia dziecka i jego rozwoju odbywa się:

1. Primary visit - zaraz po wypisaniu ze szpitala (dokonywana przez public health nurse)
2. 6 Week Health Check - w wieku 6 tygodni (dokonywana przez GP)
3. 3 Month Health Check - w wieku 3 miesięcy (dokonywana przez public health nurse)
4. 7-9 Month Health Check - w wieku między 7 a 9 miesięcy (dokonywana w lokalnej
health clinic przez area medical officer i public health nurse)
5. 18-24 MHC - dokonywana przez public health nurse
6. 3.3-3.5 Year Health Check - w wieku między 3.3 a 3.5 roku, dokonywana przez public health nurse.


Na przeglądzie 7-9 MHC nasza Córeczka miała 10 miesięcy, więc pewne przesunięcia w wieku
dziecka są spokojnie akceptowane. Wypytano nas tam o wszystko, między innymi o bioderka.
Jako że Madzia urodziła się z lekką dysplazją bioderka, która była od razu zauważona w szpitalu, a następnie leczyliśmy ją prywatnie z rewelacyjnym skutkiem, przed wyjazdem upewniliśmy się,
że wszystko jest w porządku. Opowiedzieliśmy to wszystko, chyba jednak pani nie ufała naszym
opowieściom za bardzo, bo za dwa miesiące dostaliśmy wezwanie na wizytę do Mid-Western Regional Orthopaedic Hospital w Croom w hrabstwie Limerick.

Jak więc łatwo można zuważyć - na wizytę czekaliśmy 2 miesiące, jest to jedyny szpital ortopedyczny na cały Mid- West. Aby dojechać tam, trzeba było oczywiście wziąć urlop, dojazd autem zajął nam prawie 2 godziny.
Wizytę mieliśmy wyznaczoną na 10.30. Do gabientu weszliśmy po 2 godzinach czekania. Nie mówiąc już o potwornych warunkach (malutka salka, grający cały czas telewizor, brak oddzielnej poczekalni dla małych dzieci i starszych ludzi, potworny brak organizacji, ludzie stojący na korytarzu, okropna ubikacja , ciasnota, jednym słowem brak pieniędzy widoczny na każdym kroku).

Na końcu jeszcze 20 minut czekania już w gabinecie, gdzie na 3 różnych leżankach osłoniętych zasłonkami leżały czekające osoby. To wszystko miał na głowie 1 lekarz. Muszę mu przyznać, był bardzo miły, potwierdził, że wszystko jest okej. Niesamowite podejście do pacjenta.

Po wyjściu ze szpitala czułam się tak, jakby mnie ktoś przepuścił przez magiel. Zastanawiałam się, po co tam jechaliśmy? Przecież wiedzieliśmy, że wszystko jest w porządku. No nic, tyle mojego marudzenia nad publiczną wizytą out-patient w szpitalu ortopedycznym w Croom.